RAPA headquarters

Pierwsze prototypy powstawały w garażu w Łęcznej — wspominamy początki firmy RAPA

28 oct. 2021

Od 25 lat projektujemy i budujemy urządzenia chłodnicze. Oczywiście, najchętniej zrobilibyśmy z tej okazji wielką imprezę „urodzinową”. Niestety,  jubileusz obchodzimy w trudnym dla świata okresie. Dlatego postanowiliśmy podzielić się z Wami naszą energią i wspomnieniami. Sylwia Międlar i Ireneusz Szymański opowiedzieli nam, jak wyglądały początki firmy. Zapraszamy w podróż (lekko) sentymentalną. 

 

Jak zrodził się pomysł na biznes?

 

Ireneusz Szymański: Nie da się krótko odpowiedzieć na to pytanie. To było prawie 30 lat temu, w zupełnie innej rzeczywistości. Ja i siostra (Sylwią Międlar) wyjechaliśmy za granicę i planowaliśmy zostać tam na stałe. Nasz tata (Tadeusz Szymański) w Polsce zaczął handlować freonami, filtrami i częściami do urządzeń chłodniczych. To właśnie dzięki tacie powstała firma. 

 

Sylwia Międlar: Tutaj na miejscu wszystko zaczęło się rozwijać i tata chciał wykorzystać tę szansę, żeby wejść na lubelski rynek. Poprosił nas, żebyśmy wrócili. Ja przyjechałam pierwsza. Pamiętam ten dzień. Tata przyjechał po mnie z przyczepką. Miałam bardzo dużo bagażu, bo już od kilku lat żyłam za granicą. 

  


Sylwia Międlar - Dyrektor Zarządzająca RAPA

 

Ireneusz Szymański: Tata miał doświadczenie w pracy w chłodniach. Przez lata serwisował urządzenia, miał też swój warsztat. Obsługiwał okoliczne firmy spożywcze. Był znanym i cenionym chłodniarzem. Niezależnie od tego, co robił, zawsze cieszył się opinią fachowca. Dbał o jakość, bo urządzenia miały służyć ludziom przez lata. Dołączyliśmy do niego, pomagaliśmy sprzedawać podzespoły do chłodziarek, z czasem  rozwinęliśmy ofertę o całe urządzenia chłodnicze.


Ireneusz Szymański - Dyrektor ds. Kluczowych Klientów i Zakupów

 

W pewnym momencie tata „rzucił” pomysł: “A gdybyśmy sami produkowali urządzenia chłodnicze?”

 

Sylwia Międlar: Tata jest z zawodu i z zamiłowania chłodniarzem. Wiedział wszystko, co było trzeba, żeby rozpocząć własną produkcję. Ja zajęłam się księgowością, a Irek sprzedażą. Jedno z takich wyraźniejszych wspomnień, to kiedy Irek pojechał po pierwsze arkusze blachy. Było ich na przyczepce 5 albo 10. Później, jak skontaktowaliśmy się bezpośrednio z hutą, żeby kupić taniej, powiedzieli nam, że musimy zamówić minimum tonę. Wtedy to była dla nas ogromna ilość. Dzisiaj takie zamówienia nikogo już nie dziwią. 

 

Ireneusz Szymański: Kiedy zaczynaliśmy produkcję, kupiliśmy też pierwsze maszyny: gilotynę i zaginarkę. Dwie z tych najstarszych mamy jeszcze na hali produkcyjnej. Zaczynaliśmy bez pieca, malowanie korpusów zlecaliśmy firmie po sąsiedzku. Później zakupiliśmy też piec, bo produkcja i sprzedaż szły coraz lepiej.

W sumie zmienialiśmy adres 3 razy. Potrzebowaliśmy coraz więcej miejsca i tak „wylądowaliśmy” na Ceramicznej.


Sylwia Szymańska - Dyrektor HR i Krzysztof Międlar - Dyrektor Marketingu i Sprzedaży Zagranicznej

 

Projekt powstawał w głowie taty

 

Sylwia Międlar: Pierwsze prototypy powstały w garażu, tam gdzie mieszkaliśmy. Tata sam je projektował. Pamiętam, że na samym początku stworzył lady bez przechowalników. Takie, które są teraz modne i poszukiwane. Tylko prawie 30 lat temu nikt takich lad nie chciał. Klienci szukali tego, do czego byli przyzwyczajeni, czyli takich dużych lad z przechowalnikami, jakie mamy w ofercie do dziś. 

 

Ireneusz Szymański: Tata zaprojektował jeszcze jeden element naszej firmy, oprócz urządzeń. Nasze pierwsze logo jest jego autorstwa. Nazwa zresztą też. Wzięła się z połączenia imion wnuków: Rafała i Patryka. Trzeciego pokolenia, które miało przejąć i rozwijać firmę. 


Rafał Międlar - Dyrektor Badań i Rozwoju

 

Pojawili się też pierwsi pracownicy

 

Sylwia Międlar: Mieliśmy maszyny, halę i zaczęliśmy zatrudniać ludzi. Najstarsi stażem są: Mariusz, Marcin, Andrzej i Sławek. Potem pojawił się oczywiście też Paweł, Jan, Tomek i kolejne osoby. Są z nami do tej pory. Pamiętają remonty, burzenie ścian, bo brali w tym udział. Budowali firmę razem z nami. Oczywiście były też imprezy, na przykład „parapetówa” po przeprowadzce. Mariusz stał się prawą ręką taty, rozumieli się bez słów, jeśli chodzi o konstruowanie urządzeń. 

Do zespołu dołączyła też Sylwia, żona Irka, która wprowadziła do firmy pierwszy komputer do celów księgowych. Nie mieliśmy programów do projektowania. Rysunki do instrukcji były robione odręcznie, a same instrukcje drukowaliśmy w urzędzie. 

 

Urządzenia ciągle projektował tata. Rysował swoje pomysły, czasami w nocy, kiedy akurat wpadło mu do głowy jakieś rozwiązanie. Pokazywał nam to, przebierał, łączył elementy i udoskonalał. Produkcja później weryfikowała możliwości, wprowadzała zmiany. 

 

Ireneusz Szymański: Mieliśmy na to swój sposób. Stawialiśmy się w roli klienta. Sprawdzaliśmy, co nam przeszkadza, utrudnia pracę. Kombinowaliśmy, żeby każdy detal czemuś służył. Nasze przechowalniki miały nie kaleczyć dłoni, urządzenia miały być łatwe w czyszczeniu. Wiele z tych naszych „ulepszeń” kosztuje trochę więcej pracy, ale naprawdę wpływają później na to, jak pracuje się z urządzeniem. 

 

Sylwia Międlar: Zespół się rozrastał, pojawiały się kolejne osoby, z którymi dzieliliśmy się obowiązkami. Praca pochłaniała nasz czas niemal w całości. W pewnym momencie dołączył Rafał, przedstawiciel trzeciego pokolenia. Ma trochę inne spojrzenie na firmę, jej wizerunek. Tata z kolei ma więcej czasu wolnego, ale nadal pojawia się w firmie. 

 

Po latach wiemy, że firma to ludzie, którzy ją tworzą. Dlatego tak bardzo cieszymy się z tego, jaki udało nam się zbudować zespół. Oczywiście, chcemy się dalej rozwijać. Mamy nadzieję, że przyjdzie nam świętować kolejny jubileusz hucznie. 




 

Jubileusz to okazja, by podziękować. Naszym klientom, partnerom handlowym, przyjaciołom i pracownikom. Dziękujemy za to, że jesteście i pracujecie z nami. Liczymy na kolejne wspólne lata.

 

Vérifiez également